Chcesz czy nie – Lizbona jest galerią sztuki pod gołym niebem. I tak – to przede wszystkim fasady pokryte azulejos, ale nie tylko. Wiem, że nie wszystkich zachwyca streetart. Na szczęście nie każdy trafi na najcenniejsze skarby, bo ukrywają się przed oczami intruzów. Jeśli się jednak rozejrzysz, zejdziesz z utartych szlaków, spróbujesz ją zrozumieć, odwdzięczy się wszystkim, co ma najlepszego. Owszem, w przewodnikach znajdziesz wiele ogranych atrakcji, których odwiedzenie to takie lizbońskie must-have, ale czy wszystkie są warte czasu, który trzeba poświęcić na …wystanie biletów?
Oczywiście o gustach się nie dyskutuje, więc każdy wybierze to, z czym mu najbardziej po drodze. Wcześniej czy póżniej ty też dorobisz się swojej metody na „zwiedzanie”, takiej własnej idee fixe ;-), która cię poprowadzi.
Ja na przykład czaiłam się z kupieniem biletów lotniczych, chcąc trafić z pobytem na rocznicę rewolucji goździków (corocznego Dia de Liberdade), by zobaczyć lizbończyków, celebrujących dzień w ich współczesnej historii najważniejszy.
25 kwietnia Lizbona świętuje
Tego dnia, oprócz parady na Avenida da Liberdade, czy zwiedzania ratusza odbywa się tez wiele mniej oficjalnych spotkań, organizowanych przez społeczności lokalne. Właśnie na takie natknełyśmy się pod „naszym” oknem, gdy po całodziennym lataniu po śródmiejskiej dzielnicy Santa Maria Maior, wróciłyśmy do domu odsapnąć. Nagle mały placyk, uwieziony pomiędzy krętymi uliczkami Mourarii szybko wypełnił się ludźmi. Część z nich okazała się dynamicznym wielopokoleniowym chórem (Coro da Achada), na co dzień stacjonującym w pobliskim Centro Mario Dionisio w Casa da Achada. Resztę wieczoru spędziłyśmy, świętując razem z nimi.
Hołd Camilli Watson
społeczność Mourarii, tej najstarszej dzielnicy* Lizbony zafascynowała Angielkę Camillę Watson tak bardzo, że zatrzymała się w 2007 roku w Lizbonie – jak się okazało – na stałe.
Swój pierwszy outdoorowy fotograficzny projekt „A Tribute” (Hołd) poświęciła też właśnie jej, a ścislej- jej mieszkańcom. Projekt liczy ponad 25 fotogramów, które znajdziesz na Beco das Farinhas. Dziś śladem tych prac podążają grupki zauroczonych Mourarią turystów. Fotografka ma tu swoją ciemnię, ale reszta pracowni mieści się po drugiej stronie tęczy, znaczy Tagu – w Almadzie.
Lizbona, powiedzmy uczciwie, jest niesłychanie fotogeniczna, pięknem nieoczywistym acz magnetyzujacym. Trudno się więc dziwić Watson, że wsiąkła w ten urok na dobre.
Poniżej fragment Hołdu: sąsiadki z Mourarii
lizboński streetart
No dobra, do rzeczy. Jest jeszcze coś, co przyciąga do tych miejsc freaków i łowców ciekawych kadrów: nieprzebrane zasoby streetartu.
Mouraria turystom kojarzy się przede wszystkim z symptomatycznym w treści muralem „Selfie”, zrealizowanym w lipcu 2016 w trakcie festiwalu sztuk wizualnych Paratissima przez Włocha Andreę Tarli’ego.
Przyznam, że pod takim muralem nie chce się być obcym, ale w kupie raźniej… Z panem „obcym” było nas już troje, bo, tak na marginesie, w tym domu mieściło się moje pierwsze lizbońskie lokum, stąd sentyment do miejsca.
Świadomie zaczęłam od gościa, a nie najbardziej znanych i portugalskich streetartowców. Są nimi:
- Vhils (Alexandre Manuel Dias Farto), którego co nieco destrukcyjny styl (dłutowanie i wytrawianie) doskonale wpisuje się w kruchą i naznaczoną czasem tkankę Lizbony.
- Znany z proekologicznych prac – Bordallo II ( Artur Bordalo), używający do swoich dzieł materiałów z recyklingu. Jego pracę znajdziemy też w Łodzi.
- Poetycko-oniryczna Tamara Alves czy też autor najczesciej prezentowanego alfamskiego muralu Fado Vadio, przedstawiającego fadistów Fernando Maurício i Marię Severa. To ikoniczne uliczne dzieło zaprojektował, związany z Mourarią artysta – ilustrator Nuno Saraiva. Jest on tez autorem komiksu, mówiącego o historii Lizbony, który znajduje się na Portas do Sol.
- Wspomnę jeszcze o skromnej na tym tle, ale pięknej alfamskiej pracy Any Cristiny Dias.
LX Factory
to zagłębie sztuki ulicy. Ten pofabryczny teren, położony w pobliżu mostu 25 kwietnia w dzielnicy Alcantara zagospodarowali artysci, społecznicy, startupowcy i restauratorzy. Tam też znalduje się najbardziej obfotografowana lizbońska księgarnia Ler Devagar. Na pewno warto zajrzeć w tamte rejony, jadąc czy wracając z Belem.
Na tak zwane „zaś” odłożyłam powstały w 2010 roku kolektywny (z udziałem Vhilsa) Cronos Project initiative w Saldanhie oraz przyjrzenie się muralom Graçy, w tym rewolucjonistce autorstwa, znanego z plakatu Obamy, Sheparda Fairey’a. Pozostają też kolejne Vhilsy, Mariane Dias Coutinho, może też AkaCorleone? To btw chyba taki mój patent na Lizbonę – zawsze na obejrzenie czeka coś jeszcze 😉
Wymieniłam tuzów, ale Lizbona jest pełna interesujących, choć pozornie bezimiennych prac
* post scriptum czyli podział administracyjny Lizbony
stanowi zagadkę nawet dla lokalsów. Wikipedia mówi o czterech dzielnicach (bairros) i 53 „parafiach” (freguesias). Historyczne centrum Lizbony znajduje się w dzielnicy Santa Maria Maior i jest podzielone na 13 parafii, ale nie znajdziesz wśród nich ani Alfamy ani Mourarii, bo to nazwy historyczne…
Jedna odpowiedz
A na deser Lizbona - nie rdzewiej, rusz się
[…] była moja pierwsza, ani druga Portugalia. Po paru przymiarkach noclegowych wybrałyśmy maleńkie mieszkanko na Mourarii, które okazało się strzałem w dziesiątkę. Owszem, dotarcie tam późnym wieczorem stanowi […]